sobota, 17 kwietnia 2010
Second life
Z naszej zeszłorocznej wycieczki do Madrytu (Agnes i Daniel - Dziękujemy za gościnę :*), przywiozłam kilka fajnych rzeczy. Oczywiście nie mówię tutaj o tandetnych drobiazgach nikomu niepotrzebnych, które można kupic w każdym sklepiku z pamiątkami, choc i takie pierdołki także znalazły miejsce w moim bagażu.
Lubie przywozi chociaż jeden mały kamyk z miejsca, które mnie ugościło.
Otóż, ugoszczeni iście po królewsku, przez rodziców Daniela, spędziliśmy z nimi sylwestrowa kolacje. A tam same rarytasy: omułki, krewetki tygrysie, przegrzebki, chłodnik truskawkowo - cebulowy, małże zapiekane w muszlach... Same mniejsze lub wieksze pyszności o zupełnie nieznanych i nietypowych smakach. Ale spróbowałam wszystkiego, łącznie z hiszpańskim winem:)
Ale ja tutaj chciałam o tych małżach , zapiekanych w skorupach. Cudne polecam, najbardziej mi smakowały mimo, że nie jestem smakoszem owoców morza.
Pieknie to wyglądało, upieczona małża na skorupie wielkości dłoni... No i nie mogłam sie oprzec, żeby nie poprosic o zostawienie tych muszli. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, co z nimi zrobię, ale są naprawdę przepiękne.
I tak, cześc z nich podarowałam najbliższym i zostało mi 5 sztuk...
Jedną przeznaczyłam standardowo jako talerzyk pod mydełko a reszta trafiła w ręce moje i mojego Męża.
Poprosiłam go o wywiercenie małych otworków, żeby można było nanizac je na żyłkę. Pierwsza nie pękła... uff, pozostały jeszcze 4.
I teraz wchodząc do łazienki, wzrok zawieszam wlaśnie za zawieszkach:)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny!