sobota, 17 kwietnia 2010

Hand made - pearl



Uwielbiam to uczucie, kiedy człapiąc po marketach budowlanych wraz z moim Mężem, który szuka natchnienia w kabelkach, listwach, profilach i innych przedmiotach zupełnie mi niepotrzebnych, nagle na horyzoncie pojawia się coś co zapiera mi dech w piersiach....najczęściej ze względu na pozytywnie małą cenę:)
I tak już było....kilka razy:)
Owego dnia, jak zawsze obserwowanie leżących na półkach gwoździ i śrubek mało mnie zachwyciło, postanowiłam zatem wybrac się na przymusowy spacer pomiędzy regałami.
I tak doszłam do kosza, w którym kłębiły się w wściekłością resztki materiałów obiciowych zasłon, i firanek. I nagle mignął mi gdzieś fiolet, beż i faktura, jakby płótna...Więc postanowiłam szybko chwycic to, co na moment zatrzymało się w moim umyśle.
Udało się! Przedarłam sie jak lwica, przez kilka nerwowo przerzucających szmatki starszych kobiet, które utorowały mi drogę do tego wcześniej wspomnianego fioletu. Jak tylko dotknęłam materiał- nie puściłam i wiedziałam co z niego zrobię. Poszewki na poduszki!
Nie zmierzyłam nawet ile było tego materiału, ale spory kawał, przeszyty, ponieważ wczesniej wisiał jako panel przykładowy, razem z innymi tiulami itp. Był oczywiście mocno zakurzony, co natychmiast nie spodobało się mojej alergii, ale całośc kosztowała... 5 zł!! Więc spokojnie zostało jeszcze kilka drobnych na chusteczki higieniczne.
A materiał? Został pięknie podzielony, wyszły 4 poszewki, 2 bieżniki i kawałek na łączona poszewkę.
Od tej pory, bardzo chętnie kierowałam się w materiałowe rejony marketu, łowiac co jakis czas jakieś perełki. Moja mama, dostała piękne firanki tiulowe w małe żółto-białe margeretki, zazdrostki do kuchni i kawałki obiciowego materiału, także na poszewki.

A ja tymczasem wyłowiłam za jakiś czas taki oto piękny materiał w maki, który również przeistoczył się w poszewkę na poduszkę kupioną na innej niesamowitej wyprzedaży:)





Ale żeby była równowaga, mój Mąż nie pozostaje mi dłużny w kreatywności. Już kiedyś przedstawiałam jego drugie ja jako pomysłowy Dobromir, a teraz czas na kolejne niebanalne przedsięwzięcia. Jak to bywa w przerabianych i remontowanych mieszkaniach, nic nie jest łatwe, zatem i meble standardowe niestety nie pasują.
Po kilku walecznych podejściach z firmami zajmującymi się wykonywaniem niewymiarowych (!!) mebli, które stwierdziły, że aż tak nietypowych nie robią...hmmm...
Mój Pomysłowy Dobromir, zanurkował więc do garażu, gdzie znalazł boki i fronty starej szafy, czerwonej. No i zaczęło się. Milczenie, kartki i długopisy leżące wszędzie w całym domu ale koniec końców powstał projekt. Przecudny, nawet specjalnie przemyślany, bo ma miejsce na wiklinowy kosz, otwierany górą:)

No i jaki proekologoczny pomysł, żeby wykorzystac resztki starych szaf:) normalnie rECOdzieło:)


A teraz będzie nawet i druga szuflada:) Kiedy "szaleństwo trocinowe" sie skończy, prześlę zdjęcie z oryginalego miejsca, do którego zostało zaprojektowane:)

Tym czasem, kolejna perełka, podwieszany sufit ręcznie malowany. Wyszedł nam całkiem nieźle
i przecudne robi wrażenie, kiedy oświetla ten malutki korytarzyk, częściowo pomalowany na czerwono. Po zamontowaniu sufitu, zaraz na nastepny dzień, zorganizowaliśmy sobie tam śniadanie... Było strasznie niewygodnie, bo jesteśmy bez watpienia posiadaczami raczej długich nóg, ale było warto:)
Sami oceńcie:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...