Jak co roku Męża doprowadzam do szewskiej pasji, obstawiając całkowicie do ostatniego milimetra parapety wysiewami.
W tym roku pomocnik w postaci Heleny spisał się na medal, ponieważ jak nigdy wzeszło absolutnie wszystko co zasiałyśmy razem! Nawet bazylia cytrynowa... :)
Trzeba było się wstrzelic w nie-biegowy i nie-wyjazdowy weekend i oto on.
Warzywniak już uporządkowany, 3 rodzaje sałat, zioła, rzodkiewki i inne pyszności już zasiane. Reszta czeka cierpliwie na cieplejsze dni.
Udało mi się także posadzić wreszcie krzewy owocowe: maliny, czarne i czerwone porzeczki oraz żurawinę.
Tak jak zwykle rzuciłam się na nią nawet nie myśląc gdzie ja będą mogła umieścić... ;)
Ale miejsce się znalazło.
Nie wiem, gdzie mi zniknął ten wczorajszy dzień...
Teraz mam nadzieję, że wystarczy jeszcze siły na miły wieczór i odrobinę dziergania, bo sweterek dla Heli sam się nie zrobi ;)
Zdjęcia z telefonu za co przepraszam :)
Więcej parapetów nie posiadam ;)
Miłej niedzieli:)