Odebrałam dzisiaj prace z warsztatów ceramiki. Wyszły.. .dalece od moich wyobrażeń (dobrze, że nie namówiłam Mojego Męża na ten piec do wypalania...uff). Muszę jeszcze ostro potrenowac. Poza tym miałam do dyspozycji tylko jeden rodzaj gliny szamotowej, więc kto wie, jakbym się rozkręciła, to myślę, że nie starczyło by i półek na te wszystkie cudaczne cudaki.
(Ale dziś ze mnie poetka, jak Leśmian prawie...)
Tymczasem niestety droga Olgo, Popielniczka Nie-popielnicząca niestety pękła...zatem będę musiała jeszcze raz iśc na ceramiczne warsztaty, żeby nie popełniac błędu suchej gliny i ulepic ją ponownie, dla Ciebie. No i po niespodziance, ale tylko w połowie, bo może wpadnie mi do głowy coś innego:)
Mam czas do 11 maja, więc myślę, że wpadnie mi do głowy nie jeden pomysł i nie dwa...
Tymczasem anniversary już dziś:)
Nie okrągła, nie specjalnie wyjątkowa, ale nasza i to po raz pierwszy od kilku lat możemy ją spędzic spokojnie, we dwoje i w dobrych nastrojach.
Zaczęło się pachnąco, fioletowo i charming-owo...
pieknie wyszly te kale... jak na pierwszy raz uwazam ze genialnie! i siwetny pomysl, piekne sa, szczegolnie te na peknietej popielniczce... zal ze pekla! piekne :)
OdpowiedzUsuńUlepiłam drugą:D poleciała do koleżanki jako prezent urodzinowy:D
Usuń\ceramika strasznie wciaga wiem cos o tym trudno z nia skończyć ale faktycznie trzeba trenować ze szkliwami to dopiero jazda jak odbierasz prace
OdpowiedzUsuńno jeszcze nie próbowałam ze szkliwieniem, ale gdyby nie koszty to bym kleiła i kleiła:D
Usuńoho, nawet nie wiedziałam, że próbowałaś :D małe przedmioty z szamotem trudniej wykonać i potwierdzam- szkliwienie to dopiero jest MAGIA :D
OdpowiedzUsuńA coś tam sobie ukleiłam:D A szkliwienie chyba pozostawię takim fachowcom jak Ty:)
Usuń