niedziela, 31 lipca 2011

Zaległości...







Udało się, wychodzę już z zaległych przed-ciążowych zamówień. Seria w słoneczniki zakończona, domek dla ptaków także. Kolczyki i bransoletka - dorobione do naszyjnika zakupionego w Bośni - spodobały się:)




Półmetek nie tylko Bąblowy:) Bo to już połówka...uff...
Teraz tylko muszę wykonac kilka gratisów, za zaległe zamówienie:)

Kanapowa sobota, dała tylko odpocząc nogom i tyłeczkom:)Ale wieczorem z pomocą pewnego nastoletniego saksofonisty powstały szybkie herbatniki z brązowym cukrem i kawałkami czekolady:) Mniam:)

sobota, 23 lipca 2011

Jagodzianki - premiera

Po raz pierwszy zrobiłam jagodzianki. Wyszły puszyste, pyszniutkie i rumiane:)




Zdjęcia nie najlepsze, ale to także mój debiut i jak zwykle Mąż pomagał mi w ostatniej chwili:)
Przepis zaczerpnęłam z: http://www.kwestiasmaku.com/zielony_srodek/jagody/jagodzianki/przepis.html

Smacznego:)

Wenowo:D














Maluję, przyklejam, nawlekam, mocuję, dobieram... W międzyczasie gotuję, piekę, porządkuję, czytam i urządzam - na papierze na razie:) i sprawdzam nową deskę do prasowania. Czyli... wróciłam:)

Kolczyki czekają na swoje właścicielki:)

środa, 20 lipca 2011

Fotka i przepis



Jak zwykle był to szybki przepis z głowy:)

- 0,5 kg mąki przennej
- 4 jajka
- pół kostki drożdży
- 3/4 szklanki mleka
- 3/4 szklanki cukru pudru
- cukier waniliowy
- pół kostki margaryny
- owoce

Wymieszac drożdze z całymi jajkami , podgrzac mleko z cukrem pudrem. Całośc wymieszac z mąką. Wyrobic na gładką masę. Potem dodac rozpuszccony tłuszcz i dalej wyrabiac. Formowac małe kulki na papierze do pieczenia, lekko je rozgniatając. położyc owoce.
Kruszankę zrobiłam z cukru trzcinowego - pół szklanki, 5 łyżek mąki i pół kostki rozpuszczonego masła. Piekarnik nagrzany do 200 stopni, piec 20 min, aż się zarumienią:)
Smacznego:)

wtorek, 19 lipca 2011

Cisza i porzeczki


Zmieniłam się. Wyciszyłam. Ciąża mnie uspokoiła:)
To niesamowite jaki wpływ ma mały Bąbel i hormony. Nawet musiałam zmienic muzykę na spokojniejszą, a dwie papląjące nastolatki stojące za mną w piekarni chętnie bym... wyciszyła:)

Ale czasem szał mnie ogarnia na pichcenia. I tak postanowiłam spróbowac wreszcie jak smakuje bób. No tak!! Nigdy go nie próbowałam:)
Szukałam w necie przepisów, które by mnie zachęciły i znalazłam idealny. Trochę musiałam jednak go zmodyfikowac - brak pewnych produktów, ale wyszło pyszne:)

Przepis na sałatkę na ciepło z bobu zaczerpnęłam z tego bloga:
http://lawendowydom.blogspot.com/2011/05/saatka-z-bobu-na-ciepo.html

Polecam bo okrutnie smaczne:)
Fotki nie zrobiłam, bo sałatkę wciągnęliśmy strasznie szybko :)

A dzisiaj gorszy dzień. Wieczorem za to ogarnęła mnie wielka ochota na takie domowej roboty... drożdzówki z czarnymi porzeczkami:) Pycha, jutro przepis i może jakaś fotka.


wtorek, 12 lipca 2011

Tak jakoś... cieszę się:)


Nie miałam pisac o ciąży. O tym, jak się czuję, jak ją znoszę, czy mam zachcianki, czy wprost przeciwnie... Tak zawsze sobie mówiłam, nie będę ostentacyjnie afiszowac się tym, że zostanę mamą.
Ale chyba nie do końca się to udało:) Może dlatego, że pierwotna wersja mojego macierzyństwa nie była tak kolorowa i naturalna... ale nieważne. Udało się:)
Nadal jednak nie czuję się tak rewelacyjnie jakbym sobie tego życzyła, ale dopiero w połowie zaczynam czuc ekscytację. A ponieważ z moją cierpliwością jestem na bakier, a co za tym idzie już bym chciała żeby był happy end:) Na początku usypiały mnie medykamenty, więc czas jakoś szybciej leciał, a teraz wydaje mi się, że stanął w miejscu. A może to taki dar od fortuny? Żebym mogła się nacieszyc każdą chwilą.
Prawdą jest, że kiedy dopada mnie taki jakiś "ciążowy marazm", zawsze znajdzie się osoba z daleka, która mnie podniesie na duchu:)

A sobota?
Cały dzień na słoneczku, z wysokim filtrem oczywiście :) śpiew ptaków, świerszcze, zapach nagrzanej trawy i zboża, no i od tego ciepłego wiatru aż mi się zachciało kiełbachy z ogniska.
Jak tylko wyjawiłam swoją zachciankę, mój Mąż latał po całym polu, szukając jakiegokolwiek patyka, a drzew tam jak na lekarstwo. Na domiar złego jedynym oświetleniem było ognisko. Ale udało się:) Zjadłam po raz pierwszy od 5 miesięcy mięso ze smakiem:) A mój Mąż dumny jak paw chodził:) i szczęśliwy:)

czwartek, 7 lipca 2011

Lubię wątróbkę:)




Nawet teraz, kiedy mały Bąbel zabiera mi całą przyjemnośc z jedzenia. Dopadła mnie mała anemia, więc bóle głowy permanentne, zadyszka i znów sennośc.
Ale po dzisiejszej wątróbce, wysprzatałam taras na błysk :) takiej energii mi dodała. Wygląda pięknie, tylko w tym roku niestety, jak wspominałam wcześniej, mało kwiatów i wszystkie jakieś takie... opipiałe... Deszcz zalał mi petunie, a tak pięknie się już rozrastały...

No i zamówienia czekają!! Haniu!! Pudełka prawie gotowe, wiem, że cię przetrzymałam zbyt długo, ale początek przyszłego tygodnia na bank!!
Gosiu, wiem Twoje dyplomy!
Asiu - taca z lawendą!
No i niespodzianka dla nowożeńców:)

Wczoraj babski dzień - masaż twarzy, szyi i karku bardzo mi pomógł, a potem pogaduchy.

A moje rączki zaczynają byc niespokojne, jeszcze nadążają za myślami, więc czekam na deszcz, trochę chłodu i zaczynam odkurzac malutki kącik zwany Pracownią.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...