Za każdym razem, kiedy dopada mnie kolejna tragedia, śmierc, choroba i inne temu podobne "losowe zdarzenia", na które nie mam wpływu, powtarzam sobie, że od teraz będę wredną zołzą. Nie okazującą uczuc przed nikim, zimną i wyrachowaną babą, po krokach której będzie" ścielił się gęsto trup..."
Taki mój osobisty bunt wobec wszechświata...
A potem, odpuszczam kłótliwej pani z kolejce, puszczam mimo uszu wszelkie komentarze pod moim adresem od dziwnych małostkowych ludków, zwracam resztę pani na poczcie i miło gawędzę ze starsza panią której ustępuję miejsce w tramwaju...
Mówią, że co nas nie zabije, to nas wzmocni i chyba coś w tym jest. A wrednym zołzom chyba też nie jest w życiu najlepiej. Starsza pani z tramwaju na pewno odebrała cie lepiej niż zołzę,a to przecież miłe, jak ktoś ci z uśmiechem podziękuje, zamiast obrzucić złowrogim spojrzeniem. :)
OdpowiedzUsuńczasem tak w środku też chętnie byłabym zołzą, ale wiem, przekonałam się o tym już nie raz że jednak życzliwość, uśmiech czy tak jak piszesz pogawędka z obcą miłą panią dają i nam samym więcej niż zgryźliwość i złośliwość.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Cię ciepło i z uśmiechem na dobry początek tygodnia :)
Dla mnie to bycie milym, uprzejmym ot tak gdy w glowie klebia sie tylko zle mysli jest duzo bardziej trudne, o wiele ciezsze niz bycie zolza, bo zolzowate slowa i wredny odpowiedzi to na prawde latwosc w takich momentach... Badz soba na tyle na ile sie da, czasem dobrze robi nieuprzejmosc, a czasem pomaga bycie nagle niespodziewanie dobrym. Myslami z Wami...
OdpowiedzUsuńDobra zołza nie jest zła :D ale na dłuższą metę lepiej być życzliwym. Jakoś łatwiej się żyje (mimo wszystko).
OdpowiedzUsuńUściski
eee tam bycie zolza na dluzsza mete meczy :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa też nie potrafię być zołzą a czasem by się przydało... ;)
OdpowiedzUsuń