czwartek, 10 lutego 2011
Missing
No właśnie, zaczyna się etap missingu, bo...zima była piękna, śniegowa, mroźna, a spacerów mało. Miały byc łyżwy, wojna na śnieżki, wspólne rozgrzewanie się po spacerze, grzane winko, kiedy za oknem snieżynki powoli zamieszkiwały nasz taras...
A tymczasem Mąż, mój prywatny sprzątnął dekoracje świąteczne, już jakiś czas temu, kiedy mnie nie było... Oczywiście nie pozwoliłabym mu na to, gdybym w domku była... A nieczęsto bywam...
Czasem żałuję bardziej, czasem mniej... potem odsypiam nocne dyżury, albo maluję, kleje i dziergam na zamówienie...
Ahh, trzeba sobie jakoś radzic, ale czasem mam ochotę zupełnie odciąc się od obowiązków, bo 2 prace to duże wyzwanie. Pracownia wygląda jak po jakimś tornado, bo czasu brak, żeby poprzeglądac, uporządkowac.
A teraz jakbym miała zbyt dużo czasu, trzeba o siebie dbac, bo przymusowe wizyty u lekarza prawie 3 razy w tygodniu musza dac w końcu jakiś pozytywny efekt. No więc 2 prace zostają, bo trza za tego lekarza zapłacic...
No i taki jakiś marazm mnie dopadł znienacka...
A czas leci...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny!