Udało się. Jestem szczęśliwa, ale i trochę zawiedziona, ponieważ chciałam to zorganizować sama. Zmierzyć się sama ze sobą, pobiegać, ponegocjować, porozmawiać a potem otworzyć drzwi i zaprosić gości ...hmm czyżbym znalazła kolejne moje powołanie?:)
Chyba jednak uwielbiam takie życie na krawędzi, na walizkach:) Jest w tym coś intrygujące i oczywiście trzymającego w napięciu, coś co pozwala aby adrenalina szalała, a potem satysfakcja. Ogromna satysfakcja z własnych dokonań, z tego , że przy mojej pomocy, oraz pomocy najbliższych udało się pomóc innym, tym , którzy sami sobie pomóc nie potrafia lub nie mogą.
Prawdopodobnie 23.05.2010 spełnię kolejne swoje marzenie, aby wziąć udział w akcji charytatywnej:)
3majcie kciuki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny!