wtorek, 14 września 2010
Lazy Day...
Chyba to pierwszy taki dzień od miesiąca, lub nawet dwóch miesięcy, że sobie siedzę, czytam, troche piszę i prawie zasypiam, za co mogę podziękowac tylko naszej "złotej polskiej jesieni" ;)
Czekam nadal na brakujące produkty i nie mogę tak naprawdę się skupic, póki nie skończę tego co nie zostało zakończone...tak już mam. Najpierw obowiązki a potem przyjemności.
Korzystając z ostatnich tchnień lata, postanowiłam wybrac się na wycieczkę rowerową nad jezioro, żeby powdychac trochę świeżego powietrza i poczuc wiatr we włosach. Slalom pomiędzy spacerowiczami, uciekającymi dzieciakami, i wpadanie w opary najróżniejszych modnych mniej lub bardziej perfum (zapamiętac: mniej znaczy więcej!) lub w mgłę dymu papierosowego ( hmm nie wiadomo co gorsze, byc biernycm palaczem dymu tytoniowego czy wdychaczem oparów alkoholu z z perfum...), strach przed wielkimi psami bez kagańców - nie popsuł mojego dobrego nastroju:)
Wycieczka się udała, chociaż przez głowę przemknęła mi myśl, że jakoś wycieczka dla samej wycieczki już chyba nie jest modna, bo to w końcu nie lans, a lansowac można się wszędzie, szczególnie w nowych szpilkach nad jeziorem lub w lesie:)
Ale całkiem niesarkastycznie i poważnie, trochę naładowałam baterie...
Pobyłam, popedałowałam i zmęczyłam się miło:)
Podobno to nie ostatni taki weekend, liczę na to. Muszę tylko zakupic ocieplane gatki na rower, a reszta to pikuś:)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny!