środa, 29 lipca 2015

Perfect Day

Po zadomowieniu się nowego członka rodziny - niejakiego Buntu - latka ;) przyszedł dzisiaj czas na dzień idealny. Spokojny, bez fochów, rzucania się po podłodze, rzucania zabawkami i krzyków.
Były tylko śmiechy, okrzyki radości, zabawy, dokładka obiadu i cudowny dzień :)

Nooo może był taki mały foszek ;)

Rozkoszując się tym dniem zapomniałam na chwilę o mojej pierwszej biegowej porażce...
Co prawda medal dołączył do kolekcji ale bieg okazał się moją osobistą klęską...
Szkoda gadać...
Ale medal piękny :)

Fotografia - Tomasz Szwajkowski


Fotografia - Mąż

Trudno się oprzeć i przybić takim kibicom "piąteczek" ;)



No i moher na drutach nadal...
Włoski z niego są wszędzie i już mi naprawdę zbrzydła ta włóczka...

Postanowiłam nie pruć po raz piąty tylko zacząć od początku z nowego motka, licząc, że wreszcie wyjdzie tak jak sobie wymyśliłam.

Czy wyjdzie? Do końca tygodnia muszę to skończyć, bo będzie mi się śnił po nocach ;)

Miłego popołudnia!



piątek, 24 lipca 2015

Wakacje :)

No pojechaliśmy we czwórkę ja, Mąż, Helena i... bunt...podobno dwulatka...
Ale daliśmy radę... Choć bywało różnie. Czasem kiedy bunt znikał wychodziło słońce i mimo, że wakacje były krótkie udało się nam spędzić większość czasu na plaży, w przyjemnym cieple.
A jak Wy radziłyście sobie z  buntem, ja chyba zaczynam go traktować jako kolejnego członka rodziny...

Oczywiście pierwsza rzecza jaką sprawdziłam kiedy wyjazd był już pewny to... czy sa jakieś biegowe zawody w okolicy. Ten typ tak ma, żeby nie powiedzieć świr tak ma ;)
No i zaraz się zapisałam.

Trasa do łatwych nie należała, deszcz i chłód nawet nie przeszkadzał, miłe ochłodzenie po ostatnich treningach w upałach.

Ale na metę wpadłam jak szalona :)






Pojadłam, pobiegałam, polepiłam babek z piasku i pospałam :)
Czego chcieć więcej?




Teraz walczę z moherem w kolorze czarnym...
Kolejny raz pruje, obliczam, wymyślam i powoli już mam go dosyć...
Pani zniecierpliwiona bo ile można czekać, a ja zła, bo nie bee oddawać jakiegoś dziadostwa...
Uff... dzisiaj go kończę i już!






piątek, 17 lipca 2015

"Na potęgę posępnego czerepu, mocy przybywaj..."

Musze przyznać, że ktoś bezczelnie kradnie mi moc...
Od jakiegoś tygodnia czuje zdecydowany jej spadek.
Podobno istnieje coś takiego jak zmęczenie, krytyczny poziom baterii i nagle okazuje się, że nie jest się już terminatorem...

Pomysły gdzieś pochowały się w głowie, ja nadal męczę czarny moher, który ewidentnie nie chce współpracować. Bunt jakikolwiek postanowił zamieszkać razem z nami i Heleną... A tutaj presja, bo trening trzeba zrobić, wyspać się wypada a i na obiad trzeba coś wymyślić.

Ale w końcu siedzę w domu, mam warzywniak na działce, balkon pełen roślin, szafę pełną włoczki, zamówienie na swetry, treningi, bo kolejny bieg, bo kolejny półmaraton, bo maraton...

Nie zapominajmy o tym, że spiżarnię trzeba zapęłnić na zimę, bo przyjemnie wcina się dżem porzeczkowy podczas zimowego śniadania :)

Nooo... i tak pewnie o czymś zapomniałam ;)



Miłego weekendu!



czwartek, 16 lipca 2015

Uwielbiam

Wpatrywać się godzinami w ogródek... Zupełnie jakbym miała tajemną moc i swoim spojrzeniem powodowała,że warzywa i zioła dzięki temu rosną...
Lubię zapach mokrej ziemi. Nie przepadam za peleniem, wyrywaniem chwastów ale i to ma swój urok, szczególnie po skończonej pracy, kiedy wszystko wygląda tak...pięknie :)

Nigdy bym siebie o to nie podejrzewała, że będę tęsknic za takimi rzeczami.
Brakuje mi tylko widoku takiego porannego ogródka z okna, żebym tuz po przebudzeniu mogła na niego zerknąć i zobaczyć co zjem dzisiaj na śniadanie czy obiad :)

Kto mnie zna pewnie sobie pomyśli, że nie do końca jestem normalna, bo przy tylu zainterowaniach jakie posiadam są one niesamowcie rozbieżne! Od worka bokserskiego, po bieganie w deszczu i śnieżycy aż do pielegnacji delikatnych roślin ;)

Tak już mam - typowa kobieta i same sprzeczności :)




Zdjęcia z telefonu, więc przepraszam za jakość :)
Zmykam na kanapkę z rukolą i sałatą masłową z masłem szałwiowym :)
Dobrej nocy!

wtorek, 14 lipca 2015

Normalność - nienormalność

Dzieciaki niestety chorują i czasami bez szpitala obyć się nie można.
W najmniej oczekiwanym momencie i na nas trafiło. Na szczęście szybko Helenka doszła do siebie i wyszłyśmy bez żadnej traumy. Leki podawane dożylnie, pobieranie krwi, wenflony to wszystko zapamiętała ale ani razu nawet nie pisnęła - no może przy zdejmowaniu plastra ;) Jestem z niej bardzo dumna :)

Sam pobyt w szpitalu nie jest mi straszny, w końcu tam pracuję i bardzo lubię tą pracę.
Jednak nigdy nie wiadomo na kogo się trafi - my miałyśmy szczęście, same miłe pielęgniarki :) No, z jednym wyjątkiem, ale podobno wyjątek tworzy regułę ;) Tak jest w każdej pracy, w urzędach, w sklepie, w przychodni, w banku...
A taka jedna osoba, która manifestuje swój zły dzień wszędzie i wszystkim dookoła wystawia opinie nie tylko sobie ale i całej swojej grupie zawodowej.

Hela po diecie, jedzeniu chrupek i wafelków ryżowych kiedy poczuła się już lepiej postanowiła sama uzupełnić sobie witaminy i...zjadła mi prawie całą pietruszkę z balkonu! :)
Dojadła jeszcze świeżą bazylią ;)

Tymczasowa izolacja w domu i trzeba było kombinować co tutaj robić :)

I okazało się, że nie tylko książeczki są jej pasją ;) Rośnie mała ogrodniczka :)



Lobelia.














poniedziałek, 6 lipca 2015

Color Run for Colors Runner :)

Byliśmy!
I było fajnie.
Dziecko zadowolone, bo dziecko brudne zawsze jest szczęśliwe :) A jak "brud" jest w kolorach tęczy to szczególna radość :)




Zdjęcia FotoMaraton.







Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...